niedziela, 1 czerwca 2014

Od Icarius

Był normalny dzień. Jednak od początku coś mi nie pasowało. Czułam kłopoty, coś nie dawało mi spokoju, nie mogłam jednak wiedzieć, co. W powietrzu czułam coś niepokojącego, a ziemi drgała nienormalnie. Przelatujące kruki darły się wniebogłosy, jak nigdy, a jelenie przerażone uciekały gdzieś. W sekundzie wszystkie wilki zniknęły, a ja pozostałam jakby sama na tym świecie. Wszystko zrobiło się szare i przerażające. Ruszyłam przed siebie z nadzieją, że ucieknę od tego, jednak biegłam na marne...
Zamknęłam o czy i biegłam tak dalej, aż uderzyłam w drzewo. Otrzepałam się i zrozpaczona brakiem możliwości ucieczki wsłuchałam się w jeszcze bardziej niepokojące odgłosy. Ziemia zadrżała i... Nagle, z wielką prędkością, z góry, obok której znajdowała się wataha, zaczęły toczyć się głazy i kamienie, a w powietrzu unosił się pył. Stałam jak osłupiała patrząc na wszystko.
- Uciekaj! – Nagle pojawił się jakiś wilk i w ostatniej chwili, kiedy głaz już prawie mnie zmiażdżył, ten zepchnął mnie i pociągnął za sobą.
Wybiegliśmy zza drzew i zobaczyliśmy jak prawie cała wataha stała w jednym miejscu. Wbiegliśmy do chmary wilków, nie zauważyliśmy spadającego na nas przeogromnego głazu...
Ciemność... 
Strach...
Rozpacz...
Widziałam tylko mrok, oraz słyszałam tylko jęki, płacz matek wołających młode, krzyki bólu... Wilki ognia rozpaliły ogień, okazało się, że byliśmy pod głazem. Około trzy wilki zostały poważnie ranne, cała reszta, oczywiście łącznie ze mną poraniona. Nie mogłam wierzyć, że stało się to naprawdę... ,,Czy to sen?! Błagam, niech to będzie zły sen!!!’’ – Mówiłam sobie w myślach.
Wiele wilków właśnie walczyło o życie, a ja... Patrzyłam na to wszystko... Nie mogę stać i nic nie robić! Ahh... Muszę komuś pomóc. Zobaczyłam ranną Libby, zebrałam kila ziół, które znalazłam na ziemi z pomocą Flame’ a, który wszystko oświetlał. Opatrzyłam jej ranę, po tym jak ta mi podziękowała usłyszałam głos wilka, który zwołał wszystkich w jedno miejsce.
- Słuchajcie! – Krzyknął. – Musimy się stąd wydostać! 
,, No kurde łał, nie wpadłam na to... -,-‘’
- Kto ma jakiś pomysł?!
Słyszałam głosy wilków, takie ja: ,,Nie damy rady!’’, ,,Jesteśmy w pułapce!!!’’
Nie pomagałam im w odnalezieniu pomysłu na wydostanie się, zaczęłam opatrywać rany. Bałam się o innych, nie o siebie. Co z tego, że mam złamaną łapę i z pyska kapie mi krew? 
- A więc ustalone!! – Usłyszałam jednych uchem i wsłuchałam się. – Musimy pójść w głąb tej jaskini i poszukać wyjścia! Jednak pójdą tam tylko trzy wilki!
Dopiero teraz zauważyłam małe wejście do jaskini, które znajdowało się na końcu głazu. Głaz ułożył się tak, że mogliśmy tak prawie prosto stać, ale nie we wszystkich miejscach.
- Więc kto odważy się tam pójść?! – Zapytał wilk.
No.. Co mi zostało?... Za życie watahy!!!
- Ja mogę...! – Podniosłam łapę. Bałam się trochę o swoje życie, no, ale... Co w zasadzie może grozić mi w mrocznej... Ponurej... Strasznej... Jaskini...? Po mnie zgłosiło się dwóch basiorów. Po chwili zaczęliśmy wchodzić do jaskini, elegancko przepuścili mnie, a ja ostatnio raz ze smutkiem spojrzałam na członków watahy. Basiory weszły za mną, na szczęście jeden z nich był wilkiem ognia, oświetlał nam trochę. Chociaż nie potkniemy się o własne łapy.

<<Kto w końcu ze mną poszedł?>>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz