Idę sobie po różowej trawie, w rzece płynie czekolada. Omnomnomonomnom, lubię czekoladę. Zdejmuję z drzewa kubek (swoją drogą, jak to naczynie się tam znalazło? Nieważne) i idę nabrać do niego trochę brązowego płynu. No cóż...nie mam kciuków, więc jest trochę trudno łapami, biorę więc go w zęby i nachylam się nad gorącą cieczą. Nagle tracę równowagę i wpadam do rwącego nurtu. Po kilkuminutowej walce udaje mi się wreszcie wyjść na brzeg. Tylko, że wszystko się do mnie przykleja. Kąpiel w czekoladzie to nie był jednak dobry pomysł. Na szczęście płyn postanowił spłynąć ze mnie. Jak miło. No cóż, może pomijając łapy, te zostały brudne. Nagle coś siada mi na grzbiecie i zaczyna piać. Zaraz, zaraz to nie pianie, to głos... Coś wrzeszczy mi do ucha...
I nagle jeb. Spadłam z mojego drzewa. Najwyraźniej musiałam uciąć sobie krótką drzemkę. Podniosłam się więc na łapy i ruszyłam w kierunku jeziora w celu napicia się wody. Sen o czekoladzie był...dziwny. Nagle poczułam, że mam coś na łapach. Przyjrzawszy się temu stwierdziłam, że to czekolada...albo błoto. Taa, to jednak ta druga opcja, wdepnęłam w kałużę. O czym to ja tak myślałam, że zasnęłam? A no tak, chciałam założyć klan! Ale nawet wiem jak go nazwę... Dirty Paws. Tak, to genialna nazwa. Teraz przydałoby się kogoś zwerbować... nie tracąc czasu pobiegłam nad jezioro, może kogoś tam znajdę.
<Chce ktoś dołączyć do klanu Chep? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz