Do pokoju po północy wszedł LES. Był zakrawaiony i miał bandaż na dłoni.
Podbiegłem i złapałem go delikatnie za nią.
-gdzie byłeś?
-nieważne
-les prosze gdzie byłęś?-zapytałem czułem ze mój głos nabiera siły.
-z kolegami-wymamrotał
-jesteś pijany! śmierdzi od ciebie na kilometr! Sooles! patrz na mnie jak do ciebie mówię!-zawołałem zły.
-odwal sie
-oodwalić sie!? jak się odwale to nidty wiecej mnie nie zobaczysz chcesz tego? Martwię się nie odbierasz telefonu wracasz po północy zakrwawiony nadodatek!-krzyknąłem i złaałem sie za ramiona. Sam siebie jak by uspakajałem i pocieszałem.
-nic mi nie jest! byłem z .... HIK! -zaknął się Pijacka czkawka..
-Les! -warknałęm
-nie chce żebyś... HIK! .. odwalił się... ale /.... HIK! .. -mamrotał
-porozmawiamy jutro!-warknałęm i wyszedłem z pokoju. Drzwiami udeżyłem w coś. Czoło dantego.
-podsłuchwiałeś?-zapytałem z zmęczeniem w głosie..
-jaaa...ja
-poprostu powiedz prawdę-wyszeptałem i poszedłem na strzych.. Był tam niewielki pokoik gościny. Czyste łużko i lampka. ale ciepło użądzone..
Dante szedł za mną okazało się..
<dante ;_; masz ojca alkocholika>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz