poniedziałek, 31 marca 2014

Od Karin'a CD Gale'a

  Zacisnąłem pięści i ominąłem kupkę ludzi, która właśnie przechodziła przez pasy. Ominąłem go z trąceniem ramienia i poszedłem poszukać Arę.
Siedział w jakimś zaułku, w dodatku skulony. Mocniej zacisnąłem pięści, aż zbielały mi kostki.
Brat popatrzył na mnie pustym wzrokiem. Syknąłem na ten widok, przyzwyczajenie po wilku. Kucnąłem i położyłem mu rękę na głowie.
-Wszystko okej?
-..-siedział cicho. Wziąłem go na ręce i wyniosłem. Gale stał pod jakimś sklepem i tylko to obserwował. Posłałem mu groźne spojrzenie i zaniosłem Arę do domu.
Tam położyłem go na kanapie i zrobiłem herbatę.
*
  Spędziłem resztę dnia i nocy na rozmowie i wspólnym oglądaniu. Tak jak kiedyś.
Ale w końcu musiałem się podnieść z łóżka. Zrobiłem śniadanie, kawę i wyszedłem, wcześniej zostawiając karteczkę, że wrócę niedługo. Poszedłem do jaskini Gale'a.
Siedział na kamieniu i patrzył w las jakby się zastanawiał. Okrążyłem go i stanąłem tak, żebym miał oparcie na ścianę, w razie czego.
-Wiesz, że próbujesz mi zepsuć relacje między jedyną rodziną, którą mam?-zapytałem. Odwrócił się do mnie.
-Ja.. A ty nie zauważasz co on robi. Chce nas skłócić, ale to już dla ciebie nie jest ważne.-Podniosłem ręce do twarzy.
-Nas skłócić? Ale to ty wymyślasz jakieś niestworzone historie, a nawet jeśli coś robił, to nie miał złych intencji. Nigdy nie ma.-warknąłem.
-Bronisz go.
-Bronię, jest u mnie najważniejszą osobą w życiu.-Zmarszczył brwi.
-A ja nie jestem?-Wstał i podszedł. Cofnąłem się o krok.-Ja nie jestem najważniejszy? Jestem twoim chłopakiem do cholery!
-Tylko pretensje, w kółko pretensje!-syknąłem głośno.-Czy musisz rzucać się o każdą z pierdół? Jakbyś nie mógł żyć ze mną w.. Normalnym związku.. Bez kłótni!
-Ale to nie jest normalny związek.-zauważył.-To się chyba nazywa toksyczny związek..
-Nie ważne!
-A właśnie, że ważne.-popchał mnie na ścianę i pocałował. Ugryzłem go w wargę. Dalej mnie przyciskał. Rzuciłem się na lewo.
Stałem i patrzyłem na niego nie dowierzając.
-Przyszedłem porozmawiać. Nie wybaczam tak łatwo. Mimo, że jestem tak zwaną dziwką, która się puszcza, mam honor.-podniosłem głos.-I nie dopuszczę do tego, żebyś obrażał mojego brata, rozumiesz?
-Ale ja go nie obrażam!-krzyknął.-Ja tylko mówię prawdę!
-A w dupę wsadź sobie tą prawdę!
-Słucham?
-No widać nie słuchasz..-zasyczałem i cofnąłem się jeszcze bardziej. Zmieniłem się w wilka i pokazałem kły.
-Karin, nie będę z tobą walczył.-powiedział spokojniej. Jeszcze bardziej się najeżyłem.-Zmień się w człowieka i porozmawiajmy na spoko..-zawiązałem mu ręce i nogi łańcuchem.
Próbował się poruszyć, ale ścisnąłem tak mocno, że nawet gdyby był silny, nie zniszczyłby ich. Nie przewidziałem natomiast tego, że zmieni się. W ten sposób właśnie uwolnił się od kajdan. Zaraz po tym stał nade mną przytrzymując łapami moje. Nie mogłem się poruszyć. Ujadałem na niego i wierciłem się. Kiedy udałem, że jestem spokojny i kiedy rozluźnił uścisk, popchałem go i tym razem to ja nad nim stałem.
Wyszło, że zaczęliśmy się turlać i co rusz któryś stał nad drugim.
Kiedy udało mi się znowu przejąć kontrolę, wykorzystałem całą siłę i związałem mu łapy przednie. Tylko tyle mogłem.
Próbował mnie odpychać, ale byłem na tyle wkurzony, że wgryzłem mu się w szyję, mocno. Czułem krew ale trzymałem dalej zaciśnięte zęby. Zakwilił, by ode pchać mnie na drugi koniec jaskini. Łańcuchy zluzowały i w końcu zniknęły, a ja wyczerpany stałem, dalej z zapałem. Może już gorzej wyglądając, podchodziłem powoli do rannego. Pokręcił łbem i przybrał pozycję obronną.
Kiedy byłem już dosłownie kawałek od niego, usłyszałem wycie. Przypominało mi kogoś. Podniosłem wysoko uszy, a z tego skorzystał Gi i unieruchomił mnie. Leżałem i nic nie robiłem. Tak po prostu.
Stał i dalej mnie tak przyciskał.. Zrobiło mi się nagle.. Nie wiem jak to wyjaśnić.. Taki nagły przypływ złości i furii.
-Pieprz się!-warknąłem.
-Uspokój się..
-Powiedziałem coś! Wal się, najlepiej od razu skocz z mostu!-coraz mocniej się rzucałem.
-Karin..
-Zamknij się wreszcie!-powiedziałem głosem.. No takiego siebie jeszcze nie znałem. Głos mój był tak przepełniony jadem, tak okropny.. Może nowa moc? 
-...
Ugryzłem go jeszcze w łapę. Odsunął ją. Wyczołgałem się spod niego i poszedłem w stronę wyjścia. Liczyłem w duchu, że nie pobiegnie za mną.. Byłem już tak wkurwiony, że.. Że mógłbym go chyba zabić.
-Stój!-I tu moja nadzieja prysła. Podbiegł, a ja skoczyłem na oślep. Drapałem i gryzłem gdzie się dało. Początkowo jeszcze się bronił, potem przestał. Ja tak jak i on, byłem cały w krwi i poharatany. Miałem skręconą tylną łapę, plus jeden wielki łuk na pysku. Drżąc, kulejąc odsunąłem się (znowu) na dobre piętnaście metrów i padłem na ziemię. Oddychałem miarowo. 
Udało mi się odzyskać zdrowy rozum. Przyjrzałem się drugiemu. Miał otwarte oczy, oddychał, ale miał strasznie dużo pogryzień. 
Nie mogłem się podnieś. Wyczerpałem moc i energię. Czułem, że robię się senny.
Zemdlałem.

  Obudziłem się w tym samym miejscu. Gi nie było, wokół było ciemno.
Z ciężkim westchnieniem, kulejącą łapą i ranami ruszyłem do swojej jaskini. Pomyślałem, że dobrze byłoby najpierw się nieco ogarnąć, zanim wrócę do miasta, bo co jak co, ludzie na ulicy by mnie molestowali. Dosłownie.. Zdarzały się takie sytuacje..
Położyłem się i prawie od razu poszedłem spać. W końcu sen to zdrowie, prawda?
*  
  Kiedy się przejaśniło, poszedłem nad rzekę i się umyłem. Spotkałem po drodze parę wilków które pytały co mi się stało. Miło.
Wróciłem do domu najszybszym skrótem. Tam znowu wziąłem prysznic i obejrzałem się w lustrze.
I wtedy o mało co nie dostałem zawału.
Cała moja twarz po przekątnej.. Jedna wielka rysa. Pisnąłem załamany. I co ja teraz niby zrobię.. Operacje!? Kuźwa..
-Co jest..?-mruknął sennie w drzwiach brat. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem, by równie dobrze co ja dostać zawału, prawie.
-Co ci się stało?!-krzyknął i podszedł. Obejrzał twarz.
-Mały incydent..-burknąłem..
-Trzeba to zgłosić..
-Nie, nie. Nie trzeba.-znowu burknąłem..
-Ależ jasne, że trzeba!-ciągnął.
-Ty idź mi lepiej śniadanie zrób, a nie..
-Dobra, ale tylko tym razem, jasne?
-Ta, ta. Idź.-uśmiechnąłem się do niego i wystawiłem język. Westchnął i poszedł do kuchni, a ja zadzwoniłem na telefon Gi, który.. Właśnie, skąd on go ma?
~sygnał~
~urwany sygnał~
Nie odbiera..
~sygnał~
~dźwięk łączenia~
-..
-Gale..-mruknąłem do słuchawki.-Możemy.. Spotkać się, tak.. Nie wiem.. za parę dni? Tym razem na spokojnie, bez bójek..

<< Ależ długie, rekord życia normalnie >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz