czwartek, 22 maja 2014

Od Raito CD Chepter

  Siedzę sobie spokojnie, nic mnie nie rusza. 
Ostatnio taka nuda, że można się zanudzić na śmierć. Dosłownie. Dwóch nowych, reszta członków chyba wyłączyła myślenie, bo nic się nie odzywają, bynajmniej do mnie. Czuję się takim.. bezużytecznym alfą.
Wstałem z mojego ulubionego brylantowego kocyka. Mówię na niego brylantowy, ale tak na prawdę to zwykły brązowy koc.

  Na dworze poczułem nieprzyjemny wiatr, który owiał moją twarz. Jakby zapowiedź śmierci, może nawet nie jednej. Niczym kosiarz na wiatr rzucony, z listem przedśmiertnym wiatr skręcił i zatrzymał się przy mnie, a może tylko takie miałem wrażenie..
Nie patrząc na to, ruszyłem w dół. Co prawda reszta jest nad jeziorem, jakaś zabawa czy coś, ale miałem przeczucie, że ktoś się oddalił i przydarzyło się nieszczęścia. 
A ja, jako alfa, powinienem bronić innych, tak sądzę.

*

  Nie potrafię określić, jakież moje zdziwienie było, gdy nad jeziorem zabrakło aż trzech osób. Burknąłem sobie pod nosem, że jest to jakieś fatum które zawisło nade mną za lenistwo.
Pierwszą osobą okazał się Brad. Cicho dreptałem i nawoływałem go. Poprosiłem nawet Zero żeby pofruwał trochę i znalazł go.
Dopiero po dwóch godzinach udało nam się go znaleźć. 
-Brad, dlaczego nie jesteś przy innych, nad jeziorem?-zapytałem z lekkim wyrzutem w głosie.
-A po co mam tam siedzieć.
-Idź do nich, albo przeklnę cie na wieki i moja fatum przejdzie na ciebie.-zdenerwowałem się. Przecież muszę szukać jeszcze dwóch osób, no!
-Dobra..-usłyszałem i zobaczyłem oddalającego się basiora. Westchnąłem. 
Idąc tak z zawieszoną głową wpadłem na..
-Jessy?
-Yyy tak?
-..A ty czemu nie nad jeziorem?-w duchu ucieszyłem się, że już tylko jedna osoba została do poszukania.
-Poszłam po coś do jaskini..
-Aaa, to leć szybko i żebym cie nie widział gdzie indziej!-zagroziłem i pobiegłem w górę, ponieważ na dole jej nie ma.
Nie ma Chepter.

*

  Nie potrafiłem jej znaleźć. Szukałem WSZĘDZIE! A jej nie ma.. wyparowała. 
-Zero, sprawdź pobliskich wrogów, czy jej nie porwali.-rozkazałem i poszedłem na zwiady. 
Jednym z podejrzanych byli Shanoreeny, bydlaki. Najgorsze plemię oraz gatunek na tych ziemiach. Sam mam z nimi niemiłe wspomnienia..
A może.. Nie, nie mogli porwać Chepter, nie mogli! Skur*ysyny, tego im nie daruje.. Nie ważne, czy zrobił to jeden, zapłacą wszyscy. 

*

  Nie zdążyłem nawet pobiec, gdy Zero wylądował i powiedział, że widział jak faktycznie jeden z Shanoreenów ciągnął Chepter w jakieś jaskinie. Zakląłem i zacząłem biec tam, gdzie poinstruował mnie przyjaciel. Pędziłem jak najszybciej się dało.
Zobaczyłem wielkie wejście do podziemi. Śmierdziało już na kilometr. Przed wejściem puściłem pawia. Stęchlizna i odór śmierci, ciekawe, czy Chepter wie kim oni są.
Zapytam kiedy ją uratuje, jeśli w ogóle mi się uda.
  Wolnym krokiem wszedłem do środka. Ledwo coś widziałem.. Ciemnica jak w dupie. Gdzieś na końcu majaczył promień światła, zapewne dziura w suficie. Wokół krew, szczątki zwierząt. Łzy stanęły mi w gardle. Jak tak można!?
Uspokoiłem się, bo przecież nie przyszedłem płakać. Rozejrzałem się, ale nie znalazłem jakichś ukrytych wejść, czy schodów. Nic. Pusta jaskinia. Usiadłem zrezygnowany. A co jeśli już.. Nie, to nie może być prawda.
Łapą jechałem powoli po ścianie, która przedstawiała rysunek z krwi, pokazujący Shanoreena na stosie zabitych przeciwników. Zaciekawił mnie jeden punkt.. Wypuklenie na jego kle. Popchnąłem lekko, jednak ani ruszyło. 
Chwile zajęło mi pomyślenie nad tym, co może to przedstawiać. W końcu palnąłem się w czoło i odczytywałem znaki na innych wypukłościach.
No.. Niewiele mi to dało, nie zrozumiałem ani słowa, jednak na końcu była strzałka pokazująca na Shanoreena. Chciałem badać dalej, ale usłyszałem trzask. Rzuciłem się w dół i przybrałem małą postać, po czym skryłem się za skałą. 
Dwa basiory razem podeszli do ściany i przekręcili kieł. Wtedy ściana jakby się zapadła i ukazała zejście w dół. 

*

  Delikatnie wślizgnąłem się do środka za nimi. Czułem, że nie jest to dobre posunięcie, jednak nie miałem innego wyjścia. Oni zniknęli gdzieś po prawej stronie, ja natomiast pobiegłem na przód. 
Widok zdechłych wilków, oraz innych doprowadzał do szału. W kątach majaczyły wpół-martwe osobniki.
Chciałbym ich wyciągnąć również, ale jest to zbyt ryzykowne.
-Przepraszam..-szepnąłem tylko i szukałem dalej.

<< Chep? Rozwiń, palce mnie już bolą.. >>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz