czwartek, 27 lutego 2014

Od Gallardiny

Był ciepły, przyjemny wieczór. Wiał lekki wiaterek. Szłam przez polanę. Cichość, która wypełniała to miejsce, była nie w moim stylu. Zaczęłam więc nucić pod nosem, refren mojej ukochanej piosenki:
And the rain comes... The world is on my haed. 
Crave the sun, but i cant get out of bed.
Tell me, who, do you see: "Cause you lok a lot like me"...
Gdy skończyłam, usłszałam za sobą czyjś głos 
-Pięknie śpiewasz.- powiedział ktoś, za moimi plecami. Obruciłam się. Zobaczyłam pewnego wilka. 
-Cześć...- powiedziałam lekko onieśmielona. Wilk usiadł obok mnie.
-My się znamy?- zapytał.
-Nie... Jestem tu nowa... Gally, a ty?
-Hamfrey. Miło mi cię poznać...- odpowiedział.- Co cię do nas sprowadza?
-Trafiłam na tę watahę. Odeszłam ze swojej starej... Pewien wilk złamał mi serce...
-Dla czego? Kto to? Może się znamy, a ja ci pomogę...- położył mi łapę na ramieniu.
-Ech... Taki jeden Voodoo... Nie znasz gościa...- rzekłam melancholijnie. Zostawił mnie dla "Panny Jadey aniołka"...
-Ech... Wspułczuję...-powiedział i nagle coś zaszeleściło w krzakach.
-Kto tam?- zapytałam lekko przerażona...
<Hamfrey? Jest jakiś skót dla Twojego imienia? XXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz